„Teologia Ciała” – brzmi nieco odstraszająco?
Za trudne? Nie dla nas?
Nic bardziej mylnego. Przecież ciało to TY. Żyjemy w ciele. Jesteś „duchem ucieleśnionym”, lub „ciałem uduchowionym”. Co to znaczy?
Chodzi o to, że wszystko, co stanowi osobę ludzką, a jest tym, co duchowe – inaczej, tym, czego nie widać – właśnie dzięki ciału może się urzeczywistnić!
Prościej? Możesz „umierać” z miłości lub złości do drugiej osoby, ale jeśli jej o tym zwyczajnie nie powiesz, to skąd ma wiedzieć, co przeżywasz? Liczysz na to, że się domyśli? Umęczysz tym siebie i drugą osobę. Nie rozumiesz dlaczego ktoś nie „działa” tak, jak byś
tego oczekiwał? Może, po prostu nie wziąłeś pod uwagę, że nie jest on/ona tobą. Jest osobną osobą.
To znaczy, że nie będziemy szczęśliwi? To zależy od tego, na ile posiadasz siebie. Po co?
Po to, by świadomie dać siebie. Jeśli szukasz tylko własnego zaspokojenia, to twój głód w końcu zje ciebie. Jeśli odkryjesz, że twoim zaspokojeniem jest podarowanie siebie drugiemu, odkryjesz, że to co dasz, zacznie karmić ciebie. Taka Boża ekonomia.